Stephane Antiga po mistrzostwie Polski: Dziewczyny mi zaufały
Trener Stephane Antiga, który w pierwszym roku pracy trenerskiej od razu sięgnął po mistrzostwo świata z reprezentacją Polski (2014 r.), na złoty medal w roli szkoleniowca zespołu klubowego musiał cierpliwie czekać. Przez pięć ostatnich sezonów razem z DevelopResem był wicemistrzem Polski, ale w tym roku po przejęciu drużyny w końcówce fazy zasadniczej zdobył upragniony tytuł.
TAURON Liga: W końcu przełamał pan serię drugich miejsc w rozgrywkach klubowych i wrócił do Rzeszowa wygrywając z DevelopResem mistrzostwo Polski. Pana pracowitość i wytrwałość zostały wreszcie nagrodzone?
Stephane Antiga (francuski trener KS DevelopResu Rzeszów): Słowa uznania należą się w głównej mierze dziewczynom, całemu sztabowi drużyny i klubowi. Oczywiście ja też jestem przeszczęśliwy, pewnie nawet jeszcze bardziej niż dziewczyny, które miały najdłuższy staż w tym zespole i długo czekały na złoto. Smak tego złotego medalu po tylu srebrach z rzędu jest dla mnie jeszcze bardziej wyjątkowy. Nie chciałbym jednak przeceniać swojej roli w tym sukcesie. Mam świadomość, że jak przyjechałem z powrotem do Rzeszowa, to klub miał już na koncie cenne trofeum w postaci TAURON Pucharu Polski, a drużyna ogólnie w tym sezonie grała bardzo dobrze. Mam nadzieję, że też pomogłem w tym złocie i jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem być częścią tej drużyny nie tylko z tego względu, że zakończyliśmy sezon złotem, tylko dlatego, że wspaniale pracowało się z tą grupą dziewczyn. Bardzo się cieszę, że mogłem wrócić do Rzeszowa i mieć szansę pracy właśnie z tym zespołem. Czułem dużą radość z tej pracy. Moje samopoczucie i nastawienie były znakomite. Zresztą cała drużyna miała świetne nastawienie do walki o złoto i to było coś, co nam bardzo pomogło w finałach. Znałem wcześniej połowę zespołu, a drugą połowę szybko odkryłem i poznałem. Ta drużyna była zjednoczona i znakomicie usposobiona, a nie jest to łatwe w końcówce sezonu, kiedy każdy odczuwa już zmęczenie i trudy rozgrywek. Wszystkie te małe rzeczy, które miały swoje znaczenie, zadziałały na naszą korzyść i pomogły nam w odniesieniu sukcesu.
TAURON Liga: Siatkarki DevelopResu podkreślały pana duży wkład w udaną końcówkę sezonu i bardzo dobre przygotowanie mentalne oraz taktyczne do meczów play-off. Takie słowa są największą nagrodą dla trenera?
Bardzo miło słyszeć takie opinie. Na pewno odkąd pojawiłem się w zespole, to musieliśmy więcej popracować, bo też musiałem lepiej poznać drużynę. Nie wystarczyło przecież samo oglądanie meczów, ale ważne było to, żeby porozmawiać z dziewczynami, zwłaszcza z tymi, z którymi wcześniej nie pracowałem. Starałem się jak najszybciej uczyć tego zespołu i znaleźć takie rozwiązania, żeby pomóc drużynie. Nie jest przecież łatwo wprowadzać jakieś duże zmiany na tym etapie sezonu, w którym zaczęliśmy ze sobą pracować. Pracowaliśmy jednak nad tymi rzeczami, które były możliwe i nie wymagały diametralnych zmian. Jak się ma jakieś swoje wieloletnie przyzwyczajenia, to ciężko je tak nagle zmienić. Poza tym trzeba było też wziąć pod uwagę etap sezonu, czyli końcówkę rozgrywek, kiedy normalnie aż tak dużo się nie trenuje, bo to nie jest ten moment. Staraliśmy się jednak jak najwięcej pracować i efektywnie wykorzystać czas. Myślę, że dziewczynom początkowo nie było łatwo się do tego przystosować, ale wiem, że mi zaufały. Uważam, że to też było bardzo ważne i przyczyniło się do sukcesu. Ten zespół stanowił zresztą znakomitą grupę pod względem atmosfery i wzajemnej chemii, którą było widać. Dziewczyny sięgnęły najpierw po TAURON Puchar Polski, a potem zrobiły swoje w finałach TAURON Ligi.
TAURON Liga: Był pan pod wrażeniem atmosfery w hali Podpromie i kompletu publiczności na meczu żeńskiej siatkówki? Pamięta pan czasy kiedy ta hala pękała w szwach na meczach finałowych z udziałem Asseco Resovii, a ostatni sezon, w którym występował pan na boisku [2013/2014 – przyp. red.], to były właśnie finały między Resovią i mistrzowską wtedy Skrą…
Jak widać, w Rzeszowie nie brakuje sympatyków siatkówki, zarówno tej męskiej, jak i żeńskiej. Jeśli chodzi o DevelopRes, to wcześniej udało nam się przyciągnąć na tą halę bardzo wielu kibiców czy to na wcześniejsze mecze finałowe, czy hitowe starcia w Lidze Mistrzyń z Imoco Conegliano i VakifBankiem Stambuł. Jednak takich tłumów na hali, jak w trzecim meczu finałowym z ŁKS-em, jeszcze do tej pory nie było i to jest wspaniałe. Ta publiczność była wspaniała i nas poniosła, bo hala była żywiołowa, głośna, a bardzo wielu kibiców miało nasze klubowe koszulki. Wygrać mistrzostwo Polski i świętować je w swojej domowej hali, w tak znakomitej atmosferze, to coś niesamowitego.
TAURON Liga: Odkąd dołączył pan po powrocie do drużyny DevelopResu, to w porównaniu do poprzednich lat bił od pana duży spokój. Był pan przekonany, że ten zespół, w tym składzie, jest skazany na mistrzostwo Polski?
Nie tylko dlatego byłem spokojniejszy; tych przyczyn było kilka. Przede wszystkim nie czułem takiego zmęczenia, jak w końcówkach poprzednich sezonów i w wielu aspektach byłem bardziej wyrozumiały, bo wiedziałem, że nie mogę na tym etapie wymagać od dziewczyn czegoś, na co potrzebowalibyśmy pracy przez dłuższy czas. Nie byłem więc pewnie aż tak wymagający jak we wcześniejszych latach, bo to jest zupełnie inna sytuacja gdy nad jakimiś założeniami w bloku czy w obronie pracujemy przez cały sezon, a co innego gdy jest to tylko kilka czy kilkanaście treningów w końcowej części rozgrywek. Druga rzecz, która miała tutaj duże znaczenie, to fakt, że nie mogłem przesadzać w reakcjach, ponieważ nie znałem na tyle połowy dziewczyn w zespole, z którymi wcześniej nie pracowałem, żeby wiedzieć jak one zareagują na jakieś moje mocniejsze uwagi. Nie mogłem więc ryzykować z okazywaniem swojej złości, czy dużego zdenerwowania, bo to mogłoby przynieść więcej szkody niż pożytku. Rolą trenera jest też przecież to, żeby znać bardzo dobrze swoje zawodniczki i wiedzieć, czego się można po nich spodziewać. Czasami jest tak, że jakieś mocniejsze słowa i krytyczne uwagi zadziałają na kogoś pozytywnie i go pobudzą do lepszej gry, ale są też takie dziewczyny, na które działa to negatywnie. Z jednymi trzeba dłużej rozmawiać i im wszystko tłumaczyć, a z innymi można sobie pozwolić na mocniejsze, agresywniejsze reakcje, bo to ich pobudza do lepszej gry. Musiałem to wszystko wyważyć i zachować więcej spokoju, bo w takich meczach jak finały zbyt dużym ryzykiem z mojej strony byłoby okazywanie złości, niezadowolenia, czy negatywnych emocji.
TAURON Liga: Czy przez tych prawie sześć lat pracy w żeńskiej siatkówce stał się pan bardziej powściągliwy, bo poznał na czym polega specyfika pracy z kobietami, które są z natury wrażliwe?
Potwierdzam, że tak właśnie jest i dzięki pracy z kobietami jeszcze bardziej pokochałem swoją żonę oraz córkę [śmiech – przyp. red.]. Ogólnie to jest bardzo dobra praca, czasami trudna, a czasami może dziwna, ale generalnie fajna. To czego doświadczyłem i czego się nauczyłem, to fakt, że jak się ma dobre relacje z dziewczynami w zespole, to można od nich dostać jakiś dodatkowy bonus. To może dziwnie zabrzmi, ale dla porównania, jeśli jest dobra atmosfera w zespole między zawodnikami a trenerem, to w siatkówce męskiej jest to jakieś 15 procent sukcesu, a w siatkówce żeńskiej mam takie odczucia, że te proporcje są dużo większe i jak jest dobra współpraca między trenerem a zawodniczkami, to daje to już około 25 procent sukcesu. Z drugiej strony, jak coś jest nie tak, to w pracy z dziewczynami te proporcje mają wtedy jeszcze większe znaczenie. Na pewno duża w tym rola emocji. Przez te kilka lat pracy z kobietami bardzo dużo się nauczyłem, ale jest też wiele takich rzeczy, które mogą być przydatne w pracy z mężczyznami. Z całą pewnością podstawową rzeczą w pracy trenera jest dobra komunikacja i jasny przekaz, tak żeby być fair wobec osób, z którymi się pracuje. Jeszcze większą uwagę do tej komunikacji przykładają dziewczyny. Są też takie momenty, w których trzeba być bardziej wyrozumiałym i spróbować zrozumieć sposób myślenia kobiet, a to nie jest oczywiście łatwe.
TAURON Liga: Mimo że sporo nauczył się pan pracując z kobietami, to już od dłuższego czasu mówi się o tym, że w przyszłym sezonie wraca pan do pracy z mężczyznami i to w PlusLidze?
Jeszcze tego nie wiemy i jest za wcześnie, żeby o tym mówić.
TAURON Liga: Niezależnie od tego jaka będzie pana przyszłość, to ma pan poczucie, że dzięki pracy w siatkówce żeńskiej stał się pan bardziej uniwersalnym i kompletnym trenerem?
Zdecydowanie. Jestem bardzo szczęśliwy po tych kilku latach pracy z kobietami. To jest trochę podobna sytuacja, jak będąc najpierw doświadczonym zawodnikiem staje się później trenerem i wtedy zna się tą pracę z perspektywy obu stron. Potem jak pracuje się z mężczyznami i kobietami, to również zbiera się cenne doświadczenia i zna się pracę trenerską zarówno w siatkówce męskiej, jak i żeńskiej. Cieszę się z tego, że znam obie strony tej pracy, w tym również pracę z kobietami. Do tej pory i tak więcej pracowałem w siatkówce męskiej. Dobrze było jednak wrócić teraz do Rzeszowa na końcówkę rozgrywek. Praca z tak dobrym zespołem i walka o złoto były dla mnie dużą motywacją, więc cieszę się, że dostałem taką szansę. Zaryzykowałem, bo musiałem na ten czas zostawić rodzinę i jeśli znów przegrałbym w finale, a przyszedłem przecież do zespołu, który wcześniej wygrał TAURON Puchar Polski, to myślę, że płakałbym z nieszczęścia, a na pewno byłbym bardzo mocno rozczarowany, o wiele bardziej niż we wcześniejszych latach. Strasznie pragnąłem tego mistrzostwa Polski z Developresem. W przeszłości wygrywaliśmy wspólnie AL-KO Superpuchar czy TAURON Puchar Polski, ale to nie to samo co tytuł mistrza Polski. W końcu możemy powiedzieć w Rzeszowie, że jesteśmy mistrzami Polski i to jest bardzo cenne.