Piotr Gruszka przed mistrzostwami świata: Potencjał mamy olbrzymi
Były reprezentant Polski, trener, a obecnie ekspert Polsatu Sport - Piotr Gruszka, w barwach kadry narodowej rozegrał rekordową liczbę 450 meczów. W rozmowie z nami wspomina występy Polaków na mistrzostwach świata począwszy od 1998 r. i dzieli się swoimi spostrzeżeniami przed zbliżającym się turniejem na Filipinach.
PLUSLIGA.PL: Był pan z reprezentacją Polski na czterech mistrzostwach świata z rzędu, a pierwszy turniej ten rangi rozegrał już w 1998 r. w Japonii. Jak wspomina pan tamte czasy?
Piotr Gruszka (czterokrotny uczestnik MŚ, wicemistrz świata z 2006 r.): To były pierwsze mistrzostwa, na które weszliśmy szeroką ławą, bo głównie zawodnicy z rocznika 77 i nawet jeszcze młodsi. Po mistrzostwie świata juniorów w 1997 r. weszliśmy praktycznie całą reprezentacją do drużyny seniorów prowadzonej przez trenera Ireneusza Mazura, bo wtedy była dosyć duża zmiana pokoleniowa, gdzie praktycznie cały skład został wymieniony. Nie pamiętam miejsca, które zajęliśmy na tych mistrzostwach, ale nie było na pewno jakieś wysokie [Polska została sklasyfikowana na miejscach 17-18 – przyp. red.]. Było to dla nas pierwsze zderzenie się z taką dużą siatkówką na turnieju tak dużej rangi, więc bardziej to było obeznanie się z tym wszystkim niż to, żeby sportowo coś tam się działo. Nawet nie jestem w stanie przypomnieć sobie naszych wyników, natomiast bardziej pamiętam już te następne mistrzostwa świata w 2002 r. w Argentynie.
PLUSLIGA.PL: Zaczęliście wtedy znakomicie, bo od wygrania grupy w Santa Fe i pokonania broniących tytułu Włochów, których prowadził Andrea Anastasi. Potem już jednak tak kolorowo nie było.
W Argentynie faktycznie wszystko dobrze się zaczęło. Z Włochami wygraliśmy w grupie bodajże 3:2. Z tego co pamiętam, to w tamtym zespole grał jeszcze nawet Fefe De Giorgi na rozegraniu, a potem z Santa Fe pojechaliśmy do Cordoby. Zapamiętałem szczególnie podróż, bo to było coś, co będę pamiętać przez całe życie. Zmienialiśmy wtedy miasta i wylecieliśmy w czasie burzy. O ile generalnie nie boję się latać samolotami, to tamten lot był przerażający. Rzucało nami we wszystkie strony i we wszystkie wysokości. Pół reprezentacji, jak nie cała, modliło się, a reszta siedziała w kompletnej ciszy, bo nie wiedzieliśmy co się wydarzy. To był bardzo niebezpieczny lot, więc dlatego do dziś to bardzo dobrze pamiętam.
PLUSLIGA.PL: W Cordobie byliście blisko pokonania Rosjan, ale ostatecznie przegraliście ten mecz w tie-breaku, a potem porażka z Portugalią zamknęła wam drogę do ćwierćfinału.
Pamiętam, że w Portugalii grał wtedy bardzo dobry środkowy - João José. Ogólnie patrząc na to, że w 1998 r. weszliśmy do reprezentacji szeroką ławą, to w 2002 r. mieliśmy już jakieś nadzieje na to, żeby o coś powalczyć. Trenerem wtedy był Waldemar Wspaniały i naprawdę mieliśmy w kadrze zawodników i z Kędzierzyna i z Częstochowy, czyli generalnie z tych najmocniejszych w tamtym czasie klubów, a paru z nas grało już też za granicą. Tam była możliwość, żeby powalczyć o lepszy wynik. Apetyty nam bardzo wzrosły po tym zwycięstwie grupowym nad Włochami. Z doświadczenia wiem jednak, że te wielkie zespoły na imprezach mistrzowskich, to są drużyny turniejowe, więc jeżeli ma się im przytrafić jakaś porażka z kimś kto jest ambitny, a my takim zespołem wtedy byliśmy, to właśnie na początku turnieju i tak to też wyglądało. Sportowo chyba jednak nie byliśmy jeszcze gotowi na to, żeby gdzieś o coś więcej powalczyć, no bo przegraliśmy później właśnie z Rosjanami czy z Portugalią. Ogólnie jednak już lekko pukaliśmy, że chcemy coś osiągnąć; to na pewno.
PLUSLIGA.PL: W 2006 r. w Japonii wywalczyliście historyczny srebrny medal mistrzostw świata po 32. latach oczekiwania i to był też chyba przełom dla polskiej męskiej siatkówki?
Oczywiście wynik był świetny, więc od tej strony to był przełom, ale myślę, że cała historia związana z Raulem Lozano jest istotna, czyli już od 2005 r. kiedy on przejął naszą reprezentację. Pamiętam turniej finałowy Ligi Światowej w Belgradzie, gdzie przegraliśmy dwa razy po 2:3 i skończyliśmy go na czwartym miejscu, a w półfinale z Serbami prowadziliśmy już przecież 2:0. Później w meczu o trzecie miejsce przegraliśmy z Kubańczykami i pamiętam kolację po tym spotkaniu, gdzie czuliśmy, że pokazaliśmy dużo dobrej siatkówki, ale ostatecznie byliśmy na czwartym miejscu. Wtedy między sobą rozmawialiśmy, że musimy zrobić coś więcej, bo już byliśmy tak blisko dużego wyniku w dużej imprezie, ale się nie udało. Cieszy jednak to, że ten turniej dał nam większą motywację, a nie załamał nas. Potem były jeszcze nieudane mistrzostwa Europy w Rzymie, to też pamiętam i później niestety tragiczny wypadek i śmierć Arka Gołasia. Cała ta sytuacja i wszystko co się działo w latach 2005-2006, było takie mocne zarówno sportowo, jak i życiowo, bo przeżywaliśmy stratę kolegi i przyjaciela z drużyny. W 2006 r. mieliśmy z kolei najdłuższe przygotowania do mistrzostw świata w historii, bo ja nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek dłużej się przygotowywali i mocniej. Było wtedy dużo mocnej pracy i długiej, bo mistrzostwa były rozgrywane w listopadzie i początkiem grudnia.
PLUSLIGA.PL: Rozgrywki ligowe zaczynały się wtedy nietypowo dopiero po mistrzostwach w Japonii, więc przygotowywaliście się do tego turnieju przez dobrych kilka miesięcy.
Tak, ale widać, że warto było, bo pierwsze myśli, z którymi weszliśmy na podium, były takie, że warto było. To jest zawsze pierwsze uczucie dla sportowca, który całe życie poświęca się, aby dobrze przygotować się do imprezy mistrzowskiej i kiedy osiąga sukces, to odczuwa satysfakcję z wykonanej pracy. My przez długi czas borykaliśmy się przecież z syndromem piątego miejsca, które było dla nas najwyższym w turniejach. Potem gdzieś próbowaliśmy dotykać tych wyższych miejsc i w końcu udało się zdobyć medal na dużej imprezie. Ja do dziś mocno czuję, że to był naprawdę bardzo wypracowany medal, bo od samego początku graliśmy dobrze. Raul Lozano był konsekwentny ze składem, chłopaki, którzy grali najwięcej, byli w bardzo dużej formie i w ogóle cała drużyna była w formie. Później wiadomo, że historycznie zapamiętaliśmy najbardziej mecze z Rosjanami, z Bułgarią w półfinale i z Brazylią w finale. Brazylia była wtedy tak świetnie dysponowana, że nie dało się jej dotknąć. Do tego przytrafiła nam się kontuzja Piotrka Gacka przed samym finałem, ale generalnie Brazylia w tamtym czasie dominowała i zmieniła obraz siatkówki, bo to była z ich strony przyspieszona i wszechstronna gra. Pomimo że pojedyncze spotkania z nimi gdzieś wygrywaliśmy po drodze w Lidze Światowej, to jednak na tych mistrzowskich imprezach oni czuli się po prostu jak ryba w wodzie. To był zespół, który pokazał, że wygrać mistrzostwo świata, to jest oczywiście olbrzymi sukces, ale potwierdzić go cztery lata później było jeszcze trudniejsze, a oni to zrobili. Na pewno pracowali jeszcze ciężej i może inaczej. W każdym razie widać było po nich jak bardzo mocno ich ten turniej wyczerpał. Pamiętam takie obrazki, jak oni stali pod autokarem obok nas, a my cieszyliśmy się, po jakimś czasie oczywiście, nawet bardziej z tego czego dokonaliśmy niż oni. Natomiast oni wyglądali na totalnie wyczerpanych. Okazuje się, że ta presja powtórzenia wyniku była na nich ogromna, bo widać było duże zmęczenie, ale nasza ekipa trochę ich wtedy rozbujała, więc też się uśmiechnęli na koniec.

PLUSLIGA.PL: Kolejne MŚ w 2010 r. odbywały się we Włoszech i zostały zapamiętane głównie przez to, że miały formułę, która umożliwiała kombinacje i była mocno krytykowana.
No tak. W ogóle na te mistrzostwa we Włoszech wyjechaliśmy nie w pełni przekonani, że możemy coś osiągnąć. Nie pamiętam dokładnie czy tam mieliśmy jakieś wibracje ze składem, jak to często bywa. To już było dawno temu, ale z tego co kojarzę, to coś było wtedy zachwiane i spowodowało, że nie byliśmy pewni swojej dyspozycji i swojego grania. Do tego ten nieszczęsny system turnieju jeszcze nas pogrążył. W pierwszej fazie grupowej, którą wygraliśmy, graliśmy na pewno z Kanadą i z Serbią, a później rywale się śmiali, że wygraliśmy z Serbią, bo Serbowie wiedzieli, że porażka z nami wrzuca ich na totalnie inną ścieżkę jeżeli chodzi o przeciwników. W drugiej fazie grupowej trafiliśmy fatalnie, bo na Brazylię i Bułgarię. Niestety, na tamten moment to były zespoły mocniejsze od nas. To były nieudane mistrzostwa dla nas, tym bardziej, że po niespodziewanym zwycięstwie rok wcześniej na mistrzostwach Europy w Izmirze pokazaliśmy, że możemy być w tym gronie zespołów walczących o medale. Formuła MŚ we Włoszech i ogólnie ten turniej był dziwny pod każdym względem. Z tego co kojarzę, to na jednym z meczów Brazylii kibice odwrócili się tyłem do boiska, bo to był mecz parodia, gdzie np. środkowy grał na rozegraniu i nikt nie chciał wygrać, a potem Brazylijczycy tłumaczyli się z tego. Było dużo dziwnych sytuacji na tych mistrzostwach, ale dla nas były one na pewno nieudane.
PLUSLIGA.PL: Za to w 2014 r. w Polsce wszystko ułożyło się dla polskiej reprezentacji i polskich kibiców wręcz idealnie, mimo że formuła turnieju była wyczerpująca, mistrzostwa trwały aż trzy tygodnie, a droga Polaków do złota wcale nie była usłana różami.
No tak. Na pewno nikt przed mistrzostwami nie zakładał złotego medalu, może nie tak, że nie wierzył w medal, ale nie byliśmy faworytami. Natomiast ten czas trwania mistrzostw, w ogóle to wszystko co się wtedy działo w Polsce, to myślę, że czegoś takiego już nikt nie powtórzy. To było wielkie widowisko organizacyjne zaczynając od meczu otwarcia na Stadionie Narodowym. Tamto wydarzenie akurat wyjątkowo wspominam, bo tam zakończyłem oficjalnie moją przygodę z reprezentacją Polski i mogłem podziękować kibicom za to właśnie na Stadionie Narodowym. Praktycznie cała moja przygoda sportowa była związana z reprezentacją, więc to miejsce na pewno będzie wyjątkowe dla mnie na zawsze. Poza tym wynik meczu z Serbią był dla nas niesamowity, a wszyscy obawiali się przed turniejem jak to będzie wyglądało, jak ta piłka będzie latała na wietrze itd. Od strony sportowej patrzyliśmy tak na to, że niezależnie od tego jak piłka będzie latała, to najważniejsze żebyśmy zwyciężyli w tym spotkaniu i tak się stało. Mieliśmy więc kapitalny wynik otwarcia i później kontynuację dobrej gry. Pamiętam też losowanie po fazach grupowych, gdzie trafiliśmy wtedy na największych rywali, na jakich mogliśmy trafić. Finalnie przeszliśmy tak ciężką ścieżkę, że to było na koniec prawdziwe mistrzostwo świata. A już sam finał z Brazylią w Spodku to była potężna euforia. Też byłem wtedy w Katowicach i kibicowałem chłopakom. Wszystko było znakomite. Myślę, że to było jak podwójne mistrzostwo świata, bo od organizacji poprzez poziom grania i emocji w samym finale. Zarówno nasi panowie, jak i cała nasza siatkówka oraz kibice - wszyscy zrobili wtedy coś wyjątkowego.

PLUSLIGA.PL: W 2018 r. w Turynie reprezentacja Polski w znakomitym stylu sięgnęła po złoto, chociaż początek turnieju i mecze grupowe w Bułgarii, wcale nie zwiastowały takiego sukcesu.
Pamiętam, że w tamtych mistrzostwach nasza reprezentacja, już pod wodzą Vitala Heynena, długo się rozkręcała. Przede wszystkim długo szukaliśmy Bartka Kurka, ale ta cierpliwość i konsekwencja czekania na niego, bardzo się opłaciły, bo Bartek w tych decydujących meczach, chyba właśnie od meczu z Amerykanami, pokazał w tym turnieju swoją najlepszą jakość. Ten wygrany finał z Brazylią i obrona tytułu, to było coś niesamowitego. Takie potwierdzenie swojej klasy i zdobycie kolejnego złota mistrzostw świata, były czymś wyjątkowym, bo w roli faworytach gra się naprawdę bardzo trudno. Nawet jeżeli na papierze byli wtedy inni mocniejsi faworyci, to Polacy pokazali klasę, sprawili dużą niespodziankę i potwierdzili mistrzostwo świata z Polski, więc to był naprawdę wielki wynik. Pamiętamy oczywiście ten mundial z 2014 r., bo był rozgrywany u nas w kraju, ale w 2018 r. we Włoszech takie potwierdzenie mistrzostwa było czymś absolutnie wyjątkowym.

PLUSLIGA.PL: W 2022 r. Polska razem ze Słowenią niemal w ostatniej chwili podjęła się organizacji mistrzostw, które z wiadomych względów nie mogły zostać rozegrane w Rosji. Wydawało się, że jesteśmy na dobrej drodze, żeby podobnie jak w latach 90. Włosi, a potem Brazylijczycy, trzykrotnie z rzędu sięgnąć po mistrzostwo świata. Finał w Spodku zdominowali jednak Włosi.
Jeśli chodzi o ten finał z Włochami w Spodku, to myślę, że może nie to, że był jednostronny, ale nie mieliśmy argumentów żeby podjąć jakąś większą walkę z rywalami. Myślę, że bardzo mocno wyczerpaliśmy się fizycznie w poprzednich spotkaniach, czyli półfinałowym i ćwierćfinałowym, bo te mecze były bardzo trudne i wiele nas kosztowały. W finale na pewno wszyscy wyobrażali sobie, że skoro gramy w Polsce, ze swoimi kibicami, no to nie może być innego wyniku jak nasze zwycięstwo, ale jednak Włosi zagrali wtedy wyśmienicie i potem weszli już na stałe do grona faworytów każdego turnieju. Patrząc z naszej perspektywy pamiętam, że wtedy nie mieliśmy za dużo argumentów fizycznych, żeby powalczyć o coś więcej. Szkoda na pewno tego, no bo każdy by chciał, żeby turniej rozgrywany u siebie wygrać, ale ja szanuję ten srebrny medal i go doceniam. W końcu to był kolejny finał MŚ, po trudnym turnieju, do którego przystępowaliśmy z nadziejami i presją oczekiwań też przez to, że był rozgrywany u nas w kraju. Kibice dopisywali jak zawsze, ale jednak sportowo byliśmy w finale słabsi.
PLUSLIGA.PL: Przed MŚ na Filipinach reprezentacja Polski musi być chyba postrzegana jako jeden z głównych faworytów, skoro jest światową jedynką i w wielkim stylu wygrała tegoroczną Ligę Narodów? Patrząc też jednak na drabinkę, to z dużym prawdopodobieństwem w półfinale możemy trafić na innego dużego faworyta, bo albo na Włochy albo na Francję.
Na pewno łatwo nie będzie, bo to są mistrzostwa świata i teoretycznie wielcy przeciwnicy mogą się nam trafić po drodze w meczach fazy play-off. Powiem jednak szczerze, że jak zobaczyłem na Memoriale Wagnera w Krakowie na rozgrzewce przed pierwszą piłką w meczu naszych chłopaków, którzy w Ningbo w Lidze Narodów osiągnęli wielki wynik, a teraz są jeszcze wzmocnieni Bartoszem Kurkiem i Norbertem Huberem, to powiedziałem sobie „woow”, bo nasz skład naprawdę robi wrażenie. Jesteśmy i fizycznie i pod względem walorów jakościowych tych chłopaków, wielkim zespołem. Największym rywalem dla nas i niepewnością w jakimś sensie może być tylko to, że ewentualnie sami gdzieś będziemy mieli jakieś słabsze momenty i popełnimy błędy. Na pewno nasza drabinka jest taka, że teoretycznie zmierzymy się z Japonią w ćwierćfinale, a później w półfinale naszym rywalem będzie prawdopodobnie ktoś z dwójki Włochy-Francja, czyli też jedni z faworytów. Pamiętajmy, że we włoskim zespole nie zagra kontuzjowany Daniele Lavia, a to jest duże osłabienie dla reprezentacji Włoch, nawet jeżeli on ostatnio nie grał wybitnych spotkań. To jest jednak zawodnik, który potrafi grać wielkie mecze i na pewno reprezentacji Włoch będzie go brakowało. Później dochodziły do nas głosy o urazach innych zawodników, bo problemy zdrowotne miał atakujący Yuri Romano i chyba też środkowy Giovanni Gargiulo. Nawet jeśli oni finalnie zagrają na mistrzostwach, to ich nieobecność na treningach powodowała zachwianie się całej reprezentacji poprzez wypadanie kolejnych zawodników. To zmienia troszkę obraz treningu i zaczyna niepokoić. Oczywiście czasami też problemy pomagają wzmocnić zespół. Włosi moim zdaniem będą jednym z faworytów. Wiemy też, że na koszulkach będą mieli specjalny emblemat, przypominający kibicom, że to oni wygrali ostatnie mistrzostwa świata, więc to będzie taki zaszczyt dla nich, ale również presja. Z kolei Francuzi chcieliby po sukcesach olimpijskich powalczyć o medal w mistrzostwach świata. Jest to na pewno niewygodny przeciwnik, więc zobaczymy kto w tej rywalizacji francusko-włoskiej będzie górą. Co do naszego zespołu, to myślę, że jeżeli wszyscy będą zdrowi i w swojej normalnej dyspozycji, to mamy za dużo argumentów w całej drużynie, żebyśmy mogli gdzieś przegrać. Oczywiście podchodzę z szacunkiem do każdego z rywali, bo swoją siłę trzeba pokazać na boisku, ale myślę, że argumentów mamy najwięcej i dlatego jesteśmy jednym z głównych faworytów.

PLUSLIGA: Nie wszyscy lubią grać z presją faworyta i nie zawsze to obciążenie pomaga w grze.
Słyszałem i czytałem wywiady chłopaków, że niektórzy z nich trochę odciągają tą presję faworyta od siebie. Może mają taką taktykę, może tak chcą się czuć, że nie są tym głównym faworytem, ale moim zdaniem poprzez jakość gry jaką nasza drużyna prezentuje jesteśmy na pewno jednym z głównych faworytów tych mistrzostw. Oczywiście takie mecze jak ćwierćfinał, czy półfinał na dużych turniejach, to są takie schodki, które trzeba przejść, żeby wygrać coś dużego i one zawsze są trudne. W ćwierćfinale najczęściej spotykają się już zespoły, które są w gronie jakichś faworytów do medali. Z kolei w parach półfinałowych to są głównie drużyny, które są w gronie kandydatów do złota i to jest ta różnica. Wierzę jednak mocno w chłopaków, bo potencjał mamy olbrzymi.
PLUSLIGA.PL: Cieszy to, że mimo szerokiej grupy zespołów uczestniczących w MŚ formuła turnieju jest taka, że będzie tylko jedna faza grupowa, a potem od 1/8 już play-offy?
Zdecydowanie. Wszystko jest czytelne od samego początku i to jest w porządku, że można się przygotować do tego turnieju i od strony taktycznej i treningowo. Od razu wiadomo jaka jest ścieżka, gdzie, kto, na kogo i na jakim etapie może trafić. Myślę też, że właśnie dlatego Nikola Grbić zgodził się na mecze z Brazylią zarówno na Memoriale Wagnera i potem jeszcze dodatkowo w Łodzi. Wiemy, że na Filipinach z Brazylijczykami możemy się spotkać dopiero w walce o medal, więc na razie nie musimy sobie zaprzątać nimi głowy. Formuła turnieju jest przez to na pewno czytelna i chyba też fajna.
PLUSLIGA.PL: Czy w grupie zespołów z drugiej części drabinki, a są tam m.in. Brazylia, USA, Kuba, Niemcy, Słowenia, czy Iran, widzi pan jakiegoś kandydata do roli rewelacji czy niespodzianki turnieju?
Patrząc od strony drabinki dużo osób twierdzi, że Brazylia ma naprawdę dobrą drogę do tego, żeby powalczyć o medale i tak rzeczywiście może być. Dla mnie taką niespodzianką, że ktoś z niższego miejsca w rankingu może próbować wspiąć się na dobre miejsce, może być Kuba, z tym że tutaj stawiam duży znak zapytania. Kubańczycy potrafią bowiem zrobić coś fantastycznego, ale też sami sobie zaszkodzić. Myślę więc, że duża furtka otwiera się dla drużyny Michała Winiarskiego, czyli reprezentacji Niemiec, pod warunkiem, że Niemcy potwierdzą swój dobry poziom gry i rozwój. Oni też wiedzą o tym, że nie mają w swojej połowie drabinki Włochów, Francuzów, Polaków, czy Japończyków. Jeśli mają więc osiągnąć dobry wynik, to właśnie na tych mistrzostwach i jeżeli tylko potwierdzą swój rozwój, to może to być ich turniej.

Powrót do listy