Patryk Łaba: jestem żołnierzem, który „robi wiatr”
Jest jednym z bohaterów Aluronu CMC Warty Zawiercie, która właśnie po raz pierwszy w historii awansowała do finału Ligi Mistrzów. Wszedł na boisko w półfinale, porwał swój zespół do walki i cudownej wygranej w tie-breaku. Opowiada nam o tym, że był już blisko zakończenia przygody z siatkówką w 2014 roku, a gdy został inżynierem i nauczył się programować, dał ostatnią szansę siatkówce. A ta zaprowadziła go do wielkiego finału Champions League!
PLUSLIGA.PL: Patryk, jak to się robi, że gdy pojawiasz się na boisku jako dżoker, to twoja drużyna często podrywa się do walki? Masz jakiś patent na odwracanie losów meczów? Pewnie powiesz, że dzisiaj wszyscy wygraliście awans do finału ligi Mistrzów, ale bez ciebie w takiej formie to by się pewnie nie udało...
PATRYK ŁABA (przyjmujący Aluronu CMC Warty Zawiercie): – Za każdym razem, gdy wchodzę na boisko to zdaję sobie sprawę, że muszę dać drużynie pozytywny bodziec. Emocjonalny i energetyczny, bo czasami to jest moje główne zadanie. Siatkarsko może być różnie, bo gramy z arcydobrymi drużynami, więc zdaję sobie sprawę, że mogę mieć trochę pod górkę. Wszyscy moi trenerzy powtarzali: jak ci nie idzie w elementach siatkarskich, to dołóż coś innego, przynajmniej rób „ten wiatr”. Wychodzę właśnie z takiego założenia, że najpierw „robię wiatr”, a później zdarza się, że dokładam też dobre elementy siatkarskie. Dzisiaj chyba tak było, ale nie będę analizował żadnych zagrań, po prostu będę się cieszył tym, że w niedzielę gramy o najważniejsze trofeum w Europie!
Czytaj też: Matias Sanchez: wmawiali mi, że nigdy nie zagram na najwyższym poziomie, bo jestem zbyt niski. Nie wierzcie, walczcie o swoje!
PLUSLIGA.PL: Rozmawiałem w tym sezonie z Matiasem Sanchezem ze Ślepska Malow, który mówił o swojej ogromnej determinacji, by jako facet mierzący zaledwie 173 centymetry wzrostu, mógł przebić się w zawodowej siatkówce. Jak było w twoim przypadku, bo grasz jako skrzydłowy mając 188 centymetrów wzrostu. Myślę, że też jesteś osobą, przykładem dla młodych chłopaków, którzy trenują siatkówkę, a nigdy nie będą mieli dwóch metrów. Pokazujesz im, że jednak można grać w PlusLidze, i to o trofea.
Nie mam nawet 190 centymetrów, więc jestem chyba jednym z najniższych przyjmujących w PlusLidze. Sam nie wiem jak do tego doszło, że gram teraz na takim poziomie i mam wielką przyjemność walczyć o takie cele, i w takich meczach. Mam nadzieję, że moja droga zainspiruje młodych chłopaków i dziewczyny, którzy nie są obdarzeni jakimiś super warunkami fizycznymi. Pokaże im, że można. Ale chcę podkreślić, że takich chłopaków jak ja, podobnego wzrostu, również bardzo pracowitych, bardzo dobrych motorycznie, było sporo w trakcie mojej kariery. Ale nie ogląda się ich teraz, niestety, w PlusLidze, mimo, że naprawdę bardzo dobrze się zapowiadali. Do tego wszystkiego potrzeba mieć dużo, dużo szczęścia. Ja je mam.
Profil zawodnika na plusliga.pl
PLUSLIGA.PL: Co było kluczowe?
Wytrwałość i nauka. Chcę zachęcić wszystkie dzieciaki, młodzież do tego, żeby się nie poddawali, ale muszą mądrze rozgrywać swoje karty i nie inwestować wszystkiego tylko w siatkówkę, stawiać wszystkiego na jedną kartę. U mnie nastąpił przełom, gdy doznałem kontuzji, bardzo poważnej. Było bardzo blisko, żebym rzucił granie.
PLUSLIGA.PL: Kiedy to się działo?
W 2014 roku, zerwałem więzadła krzyżowe i naprawdę byłem w dużym dołku mentalnym. Chciałem sobie dać spokój, bo jeszcze wtedy nikt mnie nie znał, grałem w pierwszej lidze. Naprawdę to nie była droga usłana różami, więc skupiłem się na tym, żeby mieć jakąś alternatywę poza siatkówką.
PLUSLIGA.PL: Jaką znalazłeś?
Skończyłem na AGH studia inżynierskie i dopiero to pozwoliło mi dalej grać w siatkówkę.
PLUSLIGA.PL: Jak to?
Sam sobie dałem zgodę na to, że OK, mam coś w zanadrzu i teraz mogę postawić na sport, że nie zostanę z niczym, jeśli w siatkówce nie pójdzie. W międzyczasie jeszcze sam nauczyłem się programowania, bo to wtedy był to bardzo przyszłościowy kierunek. Pracowałem nawet jako programista, przez rok.
PLUSLIGA.PL: Łączyłeś to z graniem?
Byłem już wtedy w Sanoku i dałem radę jakoś to ogarnąć. Pozwoliłem sobie na grę all-in, bo wiedziałem, że jeżeli sprawa się rypnie, to mam czego szukać w życiu poza sportem. To była na pewno bardzo ciężka droga, bo wymagała bardzo dużo dyscypliny i samozaparcia, żeby łączyć sport jeszcze z jakimiś dodatkowymi zajęciami. Lecz zachęcam wszystkich do tego, żeby właśnie nią pójść. Jeżeli nie dostaliście na rękę dwóch asów w postaci dwóch metrów wzrostu i ogromnego talentu, to musicie grać z tym co macie i zabezpieczyć się.
PLUSLIGA.PL: Miałeś takich ludzi po drodze, którzy mówili, że jesteś zbyt niski na duże granie i żebyś sobie albo dał spokój, albo że nigdy nie będzie z ciebie wielkiego siatkarza?
Tak, od samego początku. Nawet gdy wybierałem się do szkoły mistrzostwa sportowego do Rzeszowa, to moi nauczyciele z gimnazjum w Jaśle zasiewali we mnie takie ziarenko zwątpienia, mówiąc, żebym się jeszcze dobrze zastanowił, że w sporcie nie mam przyszłości. Wymagało to ode mnie – i też od moich rodziców – ogromnego wsparcia, żeby uwierzyć. Ale cały czas miałem gdzieś z tyłu głowy informację, że muszę też mieć dobre oceny, bo sport może się szybko skończyć. To pozwoliło mi przetrwać i uwierzyć.
PLUSLIGA.PL: Michał Winiarski to twój „ojciec chrzestny” w siatkówce? Zaufał bardzo mocno twoim umiejętnościom, wpuszcza cię w najtrudniejszych momentach i liczy, że coś zrobisz, odmienisz losy meczu.
Tak, na pewno trenerowi Winiarskiemu zawdzięczam to, że w ogóle jestem w PlusLidze. To on zaproponował mi dołączenie do jego drużyny w Gdańsku, kiedy grałem w Bydgoszczy. Nie wahałem się przy podjęciu tej decyzji i na pewno jej nie żałuję. Szczególnie teraz! Muszę też wspomnieć oczywiście o trenerze Kubackim, który jest dla mnie bardzo ważną osobą w tej mojej przygodzie ze sportem. Nie będę teraz tu wszystkich trenerów wymieniał, ale chcę powiedzieć, że od każdego się czegoś nauczyłem. Też od kolegów, z którymi grałem. Nie jestem takim self-made manem, bo bez ludzi, których spotykałem na swojej drodze i którzy chcieli mi pomóc, którzy poświęcili mi czas i byli mi przychylni, nigdy bym tu nie dotarł.
PLUSLIGA.PL: W niedzielę wielki finał z Perugią. Co poczujesz, co zrobisz, jeżeli trener Winiarski postawi na innych zawodników od początku meczu, a ciebie będzie trzymał w roli dżokera? Czy liczysz, że po takim meczu, będziesz w pierwszej szóstce?
Nie, nie liczę na to. Najważniejsze jest, żebyśmy wygrali, żebyśmy mogli wznieść puchar! A wszystko pozostałe zależy od sztabu szkoleniowego, od tego, jaką będą chcieli obrać taktykę. Moja żona mi zawsze powtarza, że jestem jakby żołnierzem i mam być gotowy na każdą możliwość. Jeżeli zacznę mecz na ławce, to na pewno będę wspierał chłopaków z całych sił. Mam nadzieję, że jeżeli będę się musiał pojawić na boisku, to nie będzie to podyktowane jakimś urazem, tylko po prostu, że będzie to zmiana po to, aby „robić wiatr”.