Thales Hoss: Kibicuję Marcinowi Komendzie, żeby pojechał na igrzyska w Los Angeles
BOGDANKA LUK Lublin okazała się rewelacją sezonu i w znakomitym stylu sięgnęła najpierw po Challenge Cup, a potem po mistrzostwo Polski. W finale z Aluronem CMC Wartą Zawiercie lublinianie w czterech spotkaniach aż trzykrotnie zwyciężali 3:0. - Każdy w naszej drużynie znał swoją wartość – mówi brazylijski libero, Thales Hoss.
PLUSLIGA.PL: BOGDANKA LUK Lublin po raz pierwszy w historii walczyła o medale i od razu sięgnęła po złoto. Pokazaliście w finałach swoją najlepszą siatkówkę?
Thales Hoss (brazylijski libero BOGDANKI LUK Lublin): To jest niesamowite! Jestem trochę w szoku, bo jeśli ktoś na początku sezonu powiedziałby mi, że zostaniemy mistrzami Polski, to chyba bym mu nie uwierzył, ale nie dlatego, że nie wierzyłem w naszą drużynę. Wiedziałem po prostu, że to będzie bardzo trudne i skomplikowane. Uważam jednak, że z meczu na mecz rośliśmy w siłę i byliśmy coraz mocniejsi. Poziom naszej gry był coraz wyższym. Po tym jak wygraliśmy pierwszy mecz półfinałowy z JSW Jastrzębskim Węglem, to chyba wszyscy już poczuliśmy i uwierzyliśmy, że możemy wygrać mistrzostwo Polski. Nie jest jednak tak, że wcześniej nie wierzyliśmy, że stać nas na bardzo wiele. Teraz możemy się cieszyć z tego, co osiągnęliśmy i to jest niesamowite uczucie, coś nieprawdopodobnego. Myślę, że nasze zwycięstwo w tym ostatnim meczu było imponujące. Również spotkanie numer dwa, które rozgrywaliśmy w hali Globus, było znakomite w naszym wykonaniu i ze względu na naszych kibiców było dla nas wyjątkowe. To co się stało przed tym czwartym meczem, kiedy kibice dosłownie w kilka sekund wykupili wszystkie bilety, było niezwykłe i chyba już powinniśmy budować nową większa halę w Lublinie. Niesamowicie jest grać w tym miejscu i dla tych kibiców. Już pierwszy sezon w tym klubie był dla nie niezwykły, a teraz? Brakuje mi słów, żeby opisać jak dużą radość czuję, bo przecież zdobyliśmy najpierw Challenge Cup, a na koniec mistrzostwo Polski. Po ostatnim gwizdku tak się mocno cieszyliśmy i krzyczeliśmy, że ledwo jestem w stanie coś powiedzieć, ale jestem naprawdę szczęśliwy i dumny z całego naszego zespołu, prezesów, trenerów, trenera od przygotowania fizycznego, fizjoterapeutów, wszystkich, którzy są w tym klubie. Ten sezon był naprawdę ciężki pod względem obciążeń, bo wielu ważnych graczy czuło trudy roku olimpijskiego, który zawsze jest trudny. Nie jest łatwo po igrzyskach grać na pełnych obrotach w klubie. Widzieliśmy, że wielu zawodników w różnych zespołach miało problemy zdrowotne i fizyczne. Dla graczy, którzy bazują na swojej fizyce, gra po igrzyskach jest wyjątkowa trudna i to naturalne, że pojawia się zmęczenie. My też mieliśmy pewne problemy fizyczne w drużynie, ale nie aż takie jak inne zespoły i dlatego słowa uznania należą się naszym trenerom i wszystkim w klubie, którzy pomagali, żebyśmy byli w jak najlepszej kondycji.
PLUSLIGA.PL: Czy przed czwartym meczem finałowym był pan spokojny, że BOGDANKA LUK nie wypuści wielkiej szansy z rąk i nie da się już rozkręcić rywalom?
Szczerze mówiąc, byłem pewny i spokojny, że zagramy bardzo dobre spotkanie. Rozmawialiśmy w drużynie o tym, że w Sosnowcu nie pokazaliśmy naszej gry. Oczywiście rywale spisali się wtedy znakomicie, ale my mieliśmy poczucie, że zagraliśmy gorzej niż w pierwszych dwóch finałach. Byliśmy więc spokojni o to, że jak wrócimy na swoją halę, to zagramy znów to, na co nas stać. Nie czuliśmy więc jakiegoś stresu czy niepokoju ani dzień przed meczem ani rano w dniu meczu. W pierwszym secie na początku musieliśmy odrabiać straty do rywali, ale nie dlatego, że graliśmy bojaźliwie czy czuliśmy strach, tylko trochę nerwów, ale to normalne w takiej sytuacji. Myślę, że takim przełomowym momentem był wygrany challenge po rozegraniu Miguela Tavaresa. Kiedy wygraliśmy tamtą akcję wiedzieliśmy, że nie wypuścimy tego meczu z rąk i tak było, bo dwa kolejne sety były już dużo pewniejsze w naszym wykonaniu niż ten pierwszy. Po przegranym spotkaniu numer trzy w Sosnowcu nie straciliśmy swoich atutów ani wiary w to, że możemy wygrać mistrzostwo Polski.
PLUSLIGA.PL: Ważnym czynnikiem, który zadecydował o waszym końcowym sukcesie, było to, że potrafiliście jako zespół umiejętnie zarządzać siłami i zbudować najlepszą formę na play-offy?
Na pewno to było ważne, ale powiedziałbym, że duże słowa uznania i gratulacje należą się naszemu rozgrywającemu – Marcinowi Komendzie. Uważam, że jego rozwój i postęp w tym sezonie był niesamowity. Poznałem jego dużo możliwości podczas finałowego turnieju Ligi Narodów w 2019 r. w Chicago, kiedy pojechał tam z trochę odmienioną reprezentacją Polski i już wtedy pokazał się z dobrej strony. To jak Marcin rozwinął się jako rozgrywający w tym sezonie biorąc pod uwagę poprzednie rozgrywki, robi bardzo duże wrażenie. Powiedziałem mu już, że mocno mu kibicuję w reprezentacji i życzę, żeby pojechał z drużyną narodową na igrzyska olimpijskie w Los Angeles. Myślę, że jego sposób gry i pewność siebie są na coraz wyższym poziomie. Myślę, że to właśnie gra Marcina Komendy była kluczem do naszego sukcesu, bo jeśli chodzi o Wilfredo Leona, to każdy wie jaki to jest wybitny gracz i jak ważną jest postacią. Tu nawet nie ma o czym mówić. Ważnym ogniwem był też Kewin Sasak, zresztą jak wszyscy w naszym zespole. Każdy robił to co mógł najlepszego dla dobra drużyny. Wszyscy też od początku wiedzieli co mają robić i jakie są ich zadania. Na przykład „Malina” [Mateusz Malinowski – przyp. red.], jak zobaczył, że Kewin Sasak jest w bardzo dobrej dyspozycji i świetnie sobie radzi, to wiedział, że może nam pomóc dając dobre zmiany na zagrywce i to doskonale robił, poświęcając się w stu procentach dla drużyny. Zresztą dotyczy to też innych rezerwowych, na przykład naszego drugiego libero, który mógłby się teoretycznie wkurzyć, że tak mało grał, ale był do naszej dyspozycji jako kolejny przyjmujący i wchodził na boisko zastępując w przyjęciu któregoś ze skrzydłowych. Myślę, że każdy w naszej drużynie znał swoją wartość. Bardzo duże znaczenie odegrał też sztab trenerski, nasz trener od przygotowania fizycznego i fizjoterapeuci. Wszyscy udowodnili, że mieliśmy bardzo dobrą drużynę.
PLUSLIGA.PL: Po tak udanym sezonie czego będzie można się po was spodziewać w przyszłym roku, bo przecież zawsze poprzeczka idzie w górę i chce się wygrywać jeszcze więcej?
Powiedziałbym, że to będzie bardzo dobra presja dla naszej drużyny. Z tego co wiem, to utrzymamy trzon zespołu i większość chłopaków zostanie w Lublinie na przyszły sezon, ale to jeszcze potwierdzą prezesi klubu. Jeśli tak faktycznie będzie, to myślę, że to będzie bardzo dobre rozwiązanie i na pewno będziemy odczuwali presję, bo już w tym sezonie pokazaliśmy na co nas stać, ale możemy coś jeszcze poprawić i jeszcze bardziej się rozwinąć. Myślę, że na naszą korzyść będzie działało to, że będziemy się bardzo dobrze znali w poszczególnych formacjach. Na przykład ja jeśli będę miał wokół siebie podobnych przyjmujących jak w tym sezonie, to będzie nam łatwiej jeszcze ulepszyć naszą grę, schować słabsze punkty i uzupełniać się jak najlepiej w przyjęciu.